Te kosmetyki sprawdziłam na własnej skórze. Każdy z nich w jakiś sposób mnie zachwycił – a to konsystencją, a to zapachem, a to pięknym opakowaniem (nie ukrywam, że zdarza mi się kupować kosmetyk z powodu pięknego słoiczka czy flakonika).
Dobry kosmetyk według mnie powinien nie tylko działać, czyli nawilżać, odżywiać, rozjaśniać, wygładzać, ale także przyjemnie pachnieć, dobrze się rozprowadzać i pięknie wyglądać. A ponieważ jesteśmy różne, dla każdej z nas znaczy to nieco co innego. Oczywiście skuteczność kosmetyków jest bardzo ważna, ale ocenić możemy ją tylko przy dłuższym stosowaniu. Mając na półce krem o pięknym zapachu, balsam, który idealnie się rozprowadza czy serum pod oczy nadające im blask, trudniej zapomnieć o porannej pielęgnacji, relaksującym masażu czy wieczornym demakijażu.
Niedawno zdałam sobie sprawę, że używam prawie wyłącznie polskich kosmetyków. Cieszy mnie, że małe polskie marki kosmetyczne tak pięknie się ostatnio rozwinęły. Oby obecny kryzys tylko im nie zaszkodził, bo czym się będę w przyszłości zachwycać?
Oto kosmetyki i marki kosmetyczne, które warto poznać i które – z ręką na sercu – mogę polecić. Kolejność jest nieprzypadkowa, zależy od intensywności zachwytu.
1. Brzask, Krem Pierwszy
To była miłość od pierwszego wejrzenia, a raczej od pierwszej aplikacji. Cudowny orzeźwiający zapach i uczucie porannej morskiej bryzy na twarzy. Lekka konsystencja, idealne wchłanianie, no i ten kolor… morelowy, choć barwę zawdzięcza owocom rokitnika.
Stosuję Krem Pierwszy to cery suchej i naczynkowej. Jest to krem o działaniu przeciwstarzeniowym z ekstraktem z owoców rokitnika i nasion granatu. Zawiera również mnóstwo innych cennych składników organicznych: hydrolat róży damasceńskiej, ekologiczny olej z czarnuszki, ekologiczny olej z wiesiołka, kwas hialuronowy, skwalan, ester witaminy E, naturalną aktywną witaminę C oraz olejki rozmarynowy i cytrynowy.
Cena: 120 zł
2. Lushbotanicals, Crème de la Crème
Ten krem kupiłam zimą. Służył mi jako ratunek dla spierzchniętych rąk, choć przeznaczony jest tak naprawdę nie tylko do ciała, ale również do twarzy. Nie zamierzam jednak z niego rezygnować latem, gdy potraktuje mnie mocniej słońce czy wiatr.
Jest naprawdę wyjątkowo skuteczny. Do tego fantastycznie pachnie dzięki kompozycji zapachu różowego lotosu, frangipani oraz cytrusów. I ma maślaną, treściwą konsystencję – idealną dla mojej dojrzałej skóry.
Crème de la crème zawiera oleje z pestek kiwi, winogron, czarnej porzeczki i moreli oraz masła z pestek mango, shea, cupuacu, murumuru i awokado; ekstrakty: z guarany, z owoców truskawki, pomarańczy, i z zielonej kawy oraz witaminy C i E.
Według zaleceń twórczyni marki, produkty Lushbotanicals należy przechowywać w lodówce. Ja jednak zimą wolałam używać ciepłego masełka – trzymanie poza lodówką nic a nic mu nie zaszkodziło.
Cena: 165 zł
3. Ministerstwo Dobrego Mydła, Hydrolat różany
Ubóstwiam! Ta różana mgiełka skutecznie rozbudza mnie rano, dodaje animuszu w ciągu dnia, łagodzi podrażnioną skórę wieczorową porą. Rozpylam ją również na twarz przed nałożeniem olejków i przed masażem. Przyznaję, jestem od niej uzależniona.
Tak naprawdę ta mgiełka to ekologiczny hydrolat z róży damasceńskiej – powstały podczas destylacji roślin parą wodną, zawierający najcenniejsze substancje aktywne roślin.
Cena: 26 zł
4. D’Alchemy, Age‑Delay Eye Concentrate
Krem pod oczy to jeden z ważniejszych, jeśli nie najważniejszy kosmetyk w pewnym wieku. Ja mam wyjątkową cienką skórę pod oczami, więc potrzebuję solidnej dawki preparatu pielęgnacyjnego, żeby mi się za szybko nie pomarszczyła. Ten krem o bogatym składzie (zawiera hydrolaty: z róży damasceńskiej i oczaru, wyciąg z mikro-algi z krwawnika, nagietka, kasztanowca, oczaru, dziurawca, malwy, rumianku, mięty i lipy, oleje: z róży rdzawej, arganowy i lniany, masła roślinne: shea i shorea i olejki eteryczne: z róży damasceńskiej i lawendy) i równie bogatej konsystencji naprawdę na nią działa: nawilża i odżywia i rzeczywiście – jak obiecuje producent – daje efekt „wypoczętego oka”.
Dodatkowym kremu jest opakowanie – czarny szklany słoiczek nie tylko ładnie wygląda, ale jest również „zdrowszy” dla planety, niż plastikowe opakowanie.
Cena: 160 zł
5. Bless me, Ujędrniające Serum Pod Oczy Golden Eye
To moje nowe odkrycie, zupełna świeżynka wśród moich kosmetyków, a także najnowsze dziecko Anety Kolendo-Borawskiej, charakteryzatorki i makijażystki, która stworzyła markę Bless me. W maleńkiej buteleczce znajduje się mieniący się złotymi drobinkami miki olejek, nie bez powodu nazwany eliksirem. Znajduje się w nim aż 17 składników o zbawiennym działaniu dla skóry, prym wśród nich wiodą ogórecznik, marula, kocanka i witamina C.
Olejek jest wyjątkowo wydajny – wystarczy jedna kropelka, aby odżywić i rozświetlić skórę wokół oczu. Ja stosuję go również do masażu okolicy oczu – wówczas nakładam go nieco więcej, a potem dokładnie wklepuję.
Cena: 137 zł
6. My Magic Essence, Hydration Base i Vitamin Bomb
„Skóra chce pić!” Zapewne znacie nie tylko to powiedzenie, ale również to uczucie ściągniętej, napiętej, piekącej skóry. Długo szukałam produktu, który potrafi ukoić odwodnioną skórę i skutecznie ją napoić. I znalazłam! Hydration Base marki My Magic Essence, czyli baza nawilżająca, zawierająca kwas hialuronowy, sok z aloesu, zieloną herbatę, wyciąg z miłorzębu japońskiego i pomarańczy oraz prowitaminę B5, to dla mojej skóry jak szklanka źródlanej wody w upalny dzień. Stosuję ją rano, aplikując na oczyszczoną i zroszoną hydrolatem skórę, a potem – zanim baza wyschnie – nakładam pod krem lub olejek witaminowy, również od My Magic Essence. Olejek nosi nazwę Vitamin Bomb i jest rzeczywiście bombowy – zawiera 7 % witaminy C, witaminę E, olejek jojoba, skwalan, olejki z malin, przeciwstarzeniowej dzikiej róży oraz śliwki oraz wyciąg z granatów i dzikiej róży. Ma bardzo miły zapach i kolor, który nadaje ładny odcień skórze.
Ceny: Hydaration base 90 zł; Vitamin Bomb 120 zł
7. Mokosh, Brązujący balsam do ciała i twarzy Pomarańcza z cynamonem
To jedyny produkt do ciała, którego używam, nie tylko ze względu na obietnicę złocistej skóry. Znów uwiódł mnie zapach -pomarańczy z cynamonem – który czaruje nie tylko w okolicy Bożego Narodzenia, ale przez okrągły rok. Balsam ma też idealną konsystencję do stosowania przez cały rok, nie jest za ciężki, ale nie jest też zbyt wodnisty. Zawiera naturalne oleje: z baobabu, słonecznika i z marchewki.
Cena: 79 zł
8. Kiré Skin, Serum z Fermentowanym Korzeniem Czerwonego Żeń-szenia i Nasion Papai
Ten zakup był podyktowany zachwytem nad pięknym opakowaniem – od razu przyznaję. Spójna oszczędna japońska stylistyka charakteryzuje całą markę, która nie ukrywa fascynacji kulturą azjatycką. Skusił mnie również opis preparatu, który w swoim składzie zawiera rzadko spotykane sfermentowane składniki. A fermentowane produkty są dobre nie tylko dla naszych jelit. Powstałe w procesie fermentacji składniki przyczyniają się do wytwarzania dobroczynnych bakterii, które wpływają na regenerację skóry. W skład serum wchodzą również oleje z nasion papai, słonecznikowy, jojoba, ze słodkich migdałów, olejek różany, i lawendowy oraz wyciąg z algi Laminaria.
Serum jest oleiste, bogate, oryginalnie pachnie – wyśmienite do stosowania na noc.
Cena: 95 zł
9. Creamy, Moringa For You, olejek do mycia i demakijażu
Dzięki temu olejkowi do demakijażu wieczorna pielęgnacja stała się dla mnie przyjemnością. Nie lubię żeli ani mleczek, chusteczki do demakijażu nie dają mi wystarczającego poczucia czystości. Ten olejek doskonale radzi sobie i z makijażem i z miejskim zanieczyszczeniem.
Do zakupu skusił mnie egzotyczny składnik, który stanowi bazę olejku – olej moringa tłoczony na zimno z nasion „drzewa życia” sprowadzany przez właścicielkę marki z jej rodzinnego Haiti. Poza nim w składzie jest olej migdałowy i substancja myjąca pozyskana między innymi z orzechów drzewa kokosowego.
Moją uwagę przykuł również piękny czarny flakonik z pipetką, która ułatwia dozowanie produktu. Na pewno po zużyciu olejku wykorzystam go ponownie.
Cena: 79 zł
10. Resibo, Instant Beauty Mask
Nigdy nie zapałałam miłością do modnych maseczek w płachtach. Wolę te klasyczne, najchętniej cięższe, mocno kremowe. Taka właśnie jest maska Resibo. Skutecznie i co więcej na długo nawilża, napina i wygładza skórę. Ma aksamitną konsystencję, miły zapach i cudowny kolor – za który odpowiada olej rokitnikowy, do którego mam wyraźną słabość. W składzie maski jest olej z kiełków pszenicy, witamina C i E oraz wspomniany olej rokitnikowy.
Cena: ok 100 zł