W poszukiwaniach nowych form ruchu i pracy z ciałem zawędrowałam ostatnio na lekcję Metody Feldenkraisa. Wcześniej niewiele o niej wiedziałam, w Polsce jest mało znana. Może dlatego, że w przeciwieństwie chociażby do jogi jest mało medialna.
Po wpisaniu do wyszukiwarki hasła „Metoda Feldenkraisa” pojawiają się głównie zdjęcia osób leżących na kocach. Żadnych spektakularnych asan, kolorowych sprzętów, wyrzeźbionych bicepsów.
Opis metody, który znalazłam w Internecie, był jednak na tyle intrygujący, że postanowiłam doświadczyć jej na sobie.
Metoda Feldenkraisa – na czym polega moc mikroruchów
„To metoda reedukacji ruchowej, samopoznania i rozwoju swojego potencjału poprzez ruch” – czytam na stronie Jacka Paszkowskiego, pierwszego polskiego nauczyciela Metody Feldenkraisa. To właśnie na warsztatach u Jacka Marta Górna-Wiszniewska, do której trafiam na zajęcia, złapała bakcyla.
– Nic w życiu mnie tak nie zachwyciło – mówi Marta. Po latach doświadczania i badania wielu form tańca, ruchu i metod świadomej pracy z ciałem zawędrowałam na warsztaty i kompletnie przepadłam.
Metodę opracował w latach 50. XX w. Moshe Feldenkrais, inżynier i fizyk, zapalony piłkarz i judoka, który poszukiwał dla siebie nowych sposobów poruszania się po poważnej kontuzji kolana. Pracował nad poszerzeniem świadomości swojego ciała i znalezieniem takiej formy ruchu, która, jak mówił, będzie „łatwa, lekka i przyjemna”.
– Już po pierwszej lekcji wiedziałam, że odkryłam coś wyjątkowego. Niewielki ruch odsłonił przede mną nieznane zakamarki ciała, obudził wrażliwość i ciekawość. Obejrzałam swoją klatkę piersiową od wewnątrz, odkryłam kolejne połączenia w ciele, odnalazłam zaskakująco lekki sposób, aby przejść do siadu. To wszystko w atmosferze akceptacji, łagodności, braku pośpiechu. Mały ruch wywołał wielkie poruszenie nie tylko w układzie nerwowym, lecz także obudził emocje, obrazy, sny. Poczułam głęboką obecność na poziomie ciała i umysłu. Pełna integracja i pełen zachwyt – dodaje Mar
Medytacja w ruchu
– Zabiorę cię w podróż do wnętrza twojego ciała – mówi Marta, zapraszając mnie do położenia się na kocu. Sama siada obok na krześle, będzie prowadzić mnie głosem. Z tysiąca opracowanych przez twórcę lekcji Marta wybiera tę o nazwie „Zegar pod miednicą”. Zamykam oczy i przez kolejne 50 minut słucham łagodnego głosu Marty. Zgodnie z jej wskazówkami „dotykam” wyobraźnią kolejnych partii ciała, staram się je poczuć. Potem kołyszę miednicą, przechodząc z godziny na godzinę wyimaginowanej tarczy zegara. Szukam optymalnego zakresu i intensywności ruchu, badam swoje odczucia, sprawdzam, co mi służy. – Zmniejsz wysiłek – to zdanie pada w czasie lekcji kilkakrotnie. Jest dla mnie jak zimny prysznic – zauważam, że delikatny, wręcz minimalny ruch czyni w moim ciele więcej, niżbym się spodziewała. Kołysanie miednicą przekłada się na łagodne przetaczanie pleców i głowy. Minuta po minucie ustępuje pierwotna sztywność, ciało się rozluźnia, ogarnia mnie błogość. Jestem tu i teraz, sama ze swoim ciałem. Medytuję w ruchu.
Słodkie nicnierobienie? To tylko pozory
– To jest świetne! – mówię po zakończonej lekcji. Czuję się rozluźniona, a jednocześnie dogłębnie poruszona. Zrelaksowana, ale nie znudzona. Mam ochotę na więcej. Chcę jednak zrozumieć, o co tu tak naprawdę chodzi. Reedukacja poprzez ruch, samopoznanie, połączenie neuronalne… to wszystko brzmi dość enigmatycznie.
– Metoda Feldenkraisa wykorzystuje naturalną zdolność układu nerwowego do ciągłej nauki. Lekcje pozwalają budować coraz bardziej szczegółową mapę ciała, a to z kolei wiąże się z tworzeniem nowych połączeń neuronalnych. Praktykowanie metody może zmniejszać ból, napięcia, wspierać rehabilitację ortopedyczną i neurologiczną. Jednak lekcje to nie tylko praca z ciałem – podkreśla Marta. Odkrywanie nowych rozwiązań ruchowych może przekładać się na zmianę sposobu myślenia, działania, zarządzania emocjami. Metoda, mimo że nie jest terapią, tylko edukacją ruchową, może uzupełniać psychoterapię i pracę z traumą. Może też w naturalny sposób prowadzić do rozpoczęcia terapii.
– Czego się w czasie lekcji uczymy? – dopytuję. – Szukamy ruchu, który może w naturalny sposób zastąpić nawykowy sposób poruszania. Często wracamy do wczesnych etapów rozwoju i przypominamy sobie, jak poruszaliśmy się, będąc dzieckiem – jak uczyliśmy się obracać, siadać, wstawać… Podczas każdej lekcji obserwujemy, jak wykonujemy dany ruch, oraz sprawdzamy, czy jest jakiś łatwiejszy, lżejszy i przyjemniejszy sposób, który okaże się dla nas bardziej efektywny. Szukamy gracji i lekkości ruchów, które Moshe Feldenkrais nazwał ruchem mechanicznie optymalnym. To znaczy takim, w którym równomiernie rozkładamy obciążenie między kręgosłupem, stawami a grawitacją.
Seniorzy i sportowcy
Metodę Feldenkraisa można praktykować na zajęciach grupowych, nazywanych lekcjami „Świadomości poprzez ruch”, lub na lekcjach indywidualnych, czyli „Integracji Funkcjonalnej”, w czasie których nauczyciel inicjuje ruch nie głosem, a dotykiem.
Metoda jest bardzo demokratyczna – w jednej sali mogą ćwiczyć seniorzy, sportowcy, tancerze, kobiety w ciąży i osoby po udarach, ze stwardnieniem rozsianym, chorobą Parkinsona. A także wszyscy ci, którzy mają ochotę poruszać się w inny sposób: delikatny, otulający, kojący. – Nie chodzi o trening mięśni, a raczej trening uważności. Kierujemy uwagę na proces, a nie osiąganie konkretnych rezultatów – mówi Marta. Podczas nauki prowadzący nikogo nie poprawia, niczego nie pokazuje – każdy uczestnik w skupieniu doświadcza lekcji indywidualnie, budując autorytet w sobie.
Największym zaskoczeniem dla mnie było to, że po wykonaniu tak niewielkiej liczby mikroruchów mogę czuć, że moje ciało jest tak bardzo zintegrowane. Tomasz, informatyk
– Większość lekcji odbywa się na leżąco, czasem na siedząco, rzadziej na stojąco. Są takie, w których turlamy się, sięgamy, przechodzimy do siadu, ale są i takie, w których zajmujemy się ruchami żuchwy lub stopy. Niezależnie od tego, czym poruszamy, każda lekcja wpływa na nas jako całość – mówi Marta. – Dlatego, aby poznać możliwości i różnorodność metody, warto wziąć udział w kilku zajęciach – dodaje.
W zajęciach z Metody Feldenkraisa urzekło mnie to, że zawsze zaskoczą, bo raz mogę być motylem, tarczą zegara, a innym razem dzieckiem. Wszystko dzieje się powoli i dzięki temu mogę odkrywać to coś w środku, o czym nie miałam pojęcia, że we mnie drzemie! Basia, producentka radiowa
Sprawczość ciała i umysłu
Korzyści płynące z Metody Feldenkraisa doceniono na całym świecie – praktykuje się ją zarówno w modnych klubach fitness w Nowym Jorku, jak i w ośrodkach leczniczych w Szwajcarii, gdzie jest w pakiecie usług zdrowotnych. Korzystają z niej również muzycy, aktorzy, śpiewacy. Miłośnicy metody podkreślają nie tylko korzyści fizyczne, takie jak zmniejszenie napięć i dolegliwości bólowych w ciele, lecz także ożywianie kreatywności, poczucie harmonii, większą świadomość siebie i swoich możliwości.
– W Metodzie Feldenkraisa każdy może znaleźć coś dla siebie, nadać jej własne znaczenie. Ja odnalazłam w niej wszystko, czego przez lata szukałam: sztukę ruchu, piękno, głębię, wsparcie w rehabilitacji, pasjonującą drogę rozwoju osobistego i zawodowego – dodaje Marta.
Metoda nie przestaje mnie zaskakiwać różnorodnością – chociażby podczas zajęć, na których porusza się jedynie oczami! Ciężko opisać słowami efekty lekcji, trzeba przetestować metodę na własnej skórze. Maria, doktorantka
W Polsce nie ma jeszcze ośrodka kształcenia nauczycieli Metody Feldenkraisa. Profesjonalne czteroletnie szkolenia odbywają się m.in. w Austrii, Francji, Stanach Zjednoczonych czy Izraelu. – U nas nauczycieli jest niewielu. Jednak można znaleźć lekcje prowadzone online, są też zajęcia stacjonarne i warsztaty, które dają okazję do głębszego doświadczania metody. Za chwilę zacznę kolejną lekcję, czyli zupełnie nową podróż. Fascynujące, że ta droga nie ma końca – uśmiecha się Marta.
Na zdjęciu głównym – Marta Górna-Wiszniewska, założycielka Neuropracowni; www.neuropracownia.pl. Nauczycielka lekcji „Świadomości poprzez ruch” Metodą Feldenkraisa w trakcie szkolenia w Instytucie Feldenkraisa w Wiedniu, terapeutka świadomej pracy z ciałem, teoretyczka tańca. (Fot. Jacek Kamiński)
Artykuł powstał dla portalu zwierciadlo.pl