Nie jestem historyczką sztuki, nie jestem też jej znawczynią. Interesują się nią jednak, chadzam na wystawy i latam po muzeach. Nie straszna mi nawet sztuka nowoczesna. Podoba mi się, czasem zaskakuje, często zastanawia, a niekiedy wzdryga. A te odczucia powodują, że to właśnie ona porusza mnie bardziej niż sztuka mniej lub bardziej odległa.
Tu różnimy się w upodobaniach z moim mężem, którego  – jako konserwatora zabytków  – zachwyca kunszt dawnych mistrzów. Tym ciekawiej było pójść na wystawę „Farba znaczy krew” do Muzeum Sztuki Nowoczesnej, czyli do Muzeum nad Wisłą, właśnie w jego towarzystwie.

Czy kobiety potrafią malować

Wiedziałam, że trwająca aktualnie wystawa w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, czyli w Muzeum nad Wisłą, to ekspozycja obrazów malowanych przez kobiety i, że gros z nich, to polskie malarki współczesne. Celowo jednak nic o niej wcześniej nie czytałam, aby nie sugerować się opinią mniejszych i większych krytyków sztuki.
Dotarła do mnie tylko jedna opinia znajomej z fejsbuka, która napisała po obejrzeniu wystawy, że kobiety nie potrafią malować. Oj, pomyślałam, może nie umieją malować, ale z pewnością mają coś do powiedzenia. Poszłam się więc przekonać.

Folder z wystawy Farba znaczy krew
Folder z wystawy Farba znaczy krew

>> Czytaj także: Orska w Meksyku – nowa kolekcja biżuterii

Wystawa z tytułem

Tytuł wystawy „Farba znaczy krew” to mocne uderzenie na dzień dobry. Lubię wystawy z tytułem”, dzięki niemu, oglądając wystawę szukam klucza do odczytania nie tylko przekazu artystów, ale również osoby, która wystawę wyreżyserowała i zredagowała. W końcu na wystawach „z tematem” to dobór artystów i ich prac tworzy przekaz. Tytuł tej wystawy był na tyle frapujący, że zamiast od razu wręczyć bilety i zacząć zwiedzanie, przestudiowaliśmy opis wystawy umieszczony przed wejściem. Jeśli macie siłę, przeczytajcie poniższe fragmenty, bo szczerze mówiąc trudno mi je przełożyć z na „ludzki”.

„Farba znaczy krew”, który zaczerpnięto z książki byłego myśliwego Zenona Kruczyńskiego, przewrotnie nawiązuje do popularnego w żargonie myśliwskim określenia krwi upolowanego zwierzęcia. Nie jest to jednak opowieść o kobiecym zniewoleniu. Artystki obdarzają bowiem ciało władzą samostanowienia i proponują afirmatywną wersję kobiecości, opartą na autonomii i sprawczości. Tytułowa farba staje się „cieczą z trzewi”, lepką substancją, która prowadzi tam, gdzie sens się załamuje i rozmywa kategorie władzy i uprzedmiotowienia, prowokując pytanie o to, kiedy patrzymy, a kiedy odwracamy wzrok(…)”

Od razu zrobiło się ciężko – „ciecz z trzewi”, załamujący się sens i rozmyte kategorie…  Dalej nie było ani łatwiej ani lżej. Z dalszego opisu dowiedzieliśmy się, że „(…) Z początkiem lat 90. trzecia fala feminizmu wprowadziła nowy, niekiedy autoironiczny, nieskrępowany i ekshibicjonistyczny ton dyskusji na temat wizerunków kobiet w kulturze, ich ról społecznych, pragnień, fizjologii ich ciał, tożsamości. Wystawa pokaz – pomimo postępującej cyfryzacji i dematerializacji poprzez media społecznościowe powoduje, że– malarstwo, tak silnie osadzone w ciele, jego rozkoszach i traumach, pozostaje wyjątkowo sugestywnym medium do reprezentacji ludzkiego doświadczenia. Współczesne malarki coraz częściej tworzą obrazy prywatne i oparte na introspekcji, nasycone niepokojącą seksualnością, niekiedy obsceniczne, zuchwałe, a jednocześnie niepozbawione humoru czy efektów groteskowych (..)”
Nie wiem dlaczego większość opisów wystaw jest niestrawna. Kto je pisze i dlaczego nam to robi?

Sztuka jak rzep

Po wejściu na wystawę wpada się w wir ostrych kolorów, dużych formatów i mrocznych tematów. Niektóre obrazy studiowaliśmy, inne mijaliśmy. Z ręką na sercu i na palcach jednej ręki mogę policzyć prace, które mnie „zatrzymały”. A ja właśnie tego oczekuję – niech mnie ten artysta zatrzyma, niech da do myślenia, niech krąży po głowie jeszcze przez długie tygodnie… A tu? No dobra, były oniryczne prace Magdy Moskwy, którym można przypatrywać się bez końca. Delikatne i okrutne zarazem.

Magda Moskwa, Untitled, wystawa Farba znaczy krew
Magda Moskwa, Untitled, wystawa Farba znaczy krew

 

Magda Moskwa, Bez tytułu, wystawa Farba znaczy krew

Monochromatyczne obrazy słynnej Pauliny Ołowskiej, jeden (jaka szkoda, że jeden) obraz Ewy Januszkiewicz, przy których zatrzymałam się na dłużej.

obraz Ewy Juszkiewicz, wystawa Farba znaczy krew

Odkryciem był dla mnie obraz „Czarne jaja” nieznanej mi dotąd malarki Violi Głowackiej, ale w sumie bardziej ze względu na styl niż przekaz.

Viola Głowacka, Czarne jaja, wystawa Farba znaczy krew
Viola Głowacka, Czarne jaja, wystawa Farba znaczy krew

Były też prace, które pozostawiły mnie obojętną i takie, które mnie zezłościły. Bo trywialne, bo dosłowne, bo nieporadne… Tę ostatnią cechę, a raczej wadę punktował mój konserwator.
Ale były też totalnie odjechane obrazy Cheyenne Julien, tak odlotowe, że trudno się nie zadziwić, praca Ambery Wellmann (zbieżność nazwisk z autorką bloga przypadkowa ;-), która, jako jedyna, podobała mi się pod względem malarskim, i fluorescencyjny tryptyk autorstwa Chelsea Culprit (na głównym zdjęciu).
Tu warto wspomnieć, że oprócz prac polskich malarek, na wystawie znalazło się wiele prac zagranicznych artystek, które miały osadzić temat wystawy w szerszym, międzynarodowym kontekście.

Tryptyk Culprit, na który natykamy się zaraz po wejściu, to dla mnie idealny przykład sztuki, która przyczepia się jak rzep. Wracałam do niego kilka razy, próbując znaleźć haczyki, którymi się do mnie przypiął. Czy to kolory, czy dynamiczne kreska, czy forma, a może jednak treść? A może wszystko razem?

Obrazy mówią głośno

Co zostało w nas z wystawy po wyjściu na słoneczne bulwary nad Wisłą? Jaki wizerunek kobiet w kulturze, ich ról społecznych, pragnień, fizjologii ich ciał, tożsamości? – że odniosę się do wspomnianego opisu wystawy? Splątany, przesycony seksualnością i mroczny, mimo rozbuchanej feerii barw. Czasem malowany szeptem, a czasem szerokim gestem, który brzmi głośniej niż krzyk.
Wystawę  można oglądać do 11 sierpnia. Warto ją zobaczyć, nawet jeśli przyczepi się do was jak rzep tylko jeden obraz, albo tylko jedna artystka. Ze mną zostały przynajmniej dwie.