Pamiętacie cudowne skecze Ewy Szumańskiej w radiowej Trójce “Z pamiętnika młodej lekarki”? Uwielbiałam je! Ja wprawdzie nie jestem młodą lekarką, ale jestem młodą babcią. Może też powinnam pisać pamiętnik? Nie byłby tak zabawny, ale na pewno po latach czytałoby się go ze wzruszeniem.
Rok temu, gdy moja córka urodziła córeczkę, zaczęłam zupełnie nowy etap życia. Zostałam babcią. To trochę dziwne uczucie, przyznaję, zwłaszcza, gdy w domu mieszka z tobą jeszcze trzech synów, w tym jeden jeszcze całkiem nieduży. Z jednej strony wielka radość, nowy człowiek do kochania, a z drugiej wyraźny sygnał zmiany pokoleń i nieuchronnie upływającego czasu. Cieszę się tą nową rolą, choć kiedy ktoś mówi do mnie „babciu” nie do końca wiem, o kogo chodzi.

Wiele osób pyta mnie, jak to jest być babcią. Tak naprawdę jeszcze nie wiem – Buu (tak do niej mówimy) jest jeszcze malutka, nie miałam zbyt wielu okazji do babciowania. Wiem za to, jak cudownie być mamą mamy. To chyba ta rola zachwyciła mnie najbardziej. Nigdy nie czułam większej bliskości z córką. Towarzyszenie jej w tym najważniejszym momencie życia jest dla mnie niezwykłym przeżyciem. Patrzę na nią i zachwycam się, jak pięknie odnalazła się w macierzyństwie. Podziwiam jej uważność, cierpliwość i niekończące się wprost pokłady czułości.

Moje dzieci mają cudowną babcię. Kochają ją i się z nią przyjaźnią. Mam więc wysoko postawioną poprzeczkę – być babcią, która piecze szarlotki i smaży naleśniki; opowiada bajki i śpiewa na dobranoc; plecie wianki z polnych kwiatów i pociesza, gdy kończy się pierwsza miłość. Czy mi się uda? Nie wiem. Na pewno się postaram.