Maseczki wywołują u mnie skrajne uczucia – od nienawiści po zachwyt. Nie znoszę, gdy zmusza mnie się do czegoś, bez uzasadnionego powodu. A nakaz noszenia maseczek nie tylko w sklepie czy w tramwaju, gdzie jest to ewidentnie potrzebne, ale również w innych miejscach publicznych, jak na przykład ulica czy park, wydaje mi się po prostu bez sensu. Czytając przeróżne artykuły na ten temat, nie mam też przekonania, aby chroniły nas przed wirusem. Noszę je więc tylko po to, aby uniknąć mandatu.
Jest jednak druga strona medalu. Konieczność noszenia maseczek wywołała falę niezwykłej kreatywności u osób, które mają zmysł praktyczny i zdolności manualne. I to mnie absolutnie zachwyca! Szyją je zarówno marki odzieżowe, jak i osoby prywatne, a także artyści. Pewnie większość z nich upatruje w tym możliwość zarobku, jednak są też i takie osoby, które chcą, aby to, co mamy nosić na twarzy, tak blisko ciała, było nie tylko wygodne, ale również ładne, oryginalne i wyjątkowe. Najlepszym przykładem takiego podejścia jest maseczka na tym zdjęciu.
Ta maseczka, którą widzicie na zdjęciu, zrobiła kilka dni temu furorę na Instagramie. I nic dziwnego – jest jak małe dzieło sztuki. Stworzyła je Kornelia, która haftem zajmuje się od kilku lat, ozdabiając nim przedmioty codziennego użytku i biżuterię. Tworząc – jak mówi – „maluję igłą łąkę marzeń – Twoich marzeń, od Ciebie zależy czy pozwolisz jej zakwitnąć.”
Do stworzenia maseczki zainspirowała ją znajoma. Haftując kwiatowy wzór myślała nie tylko o tym, aby chronić siebie i innych przed koronawirusem. Ważne było dla niej również inne przesłanie. Wyhaftowane kwiaty to symbol siły natury, która teraz ma swój głos. To również wyraz protestu wobec zamykania kobietom ust.
Kornelia maseczkę stworzyła dla siebie, zajęło jej to 8 godzin. Po tym, jak zachwyciło nią się mnóstwo osób postanowiła tworzyć podobne i sprzedawać w swoim sklepie internetowym Lilu2art. Będą ozdobione haftem, nie tylko kwiatowym, tak aby każdy mógł znaleźć wzór dla siebie.
Bliskość maseczki
Post na temat haftowanej maseczki wywołał żywą dyskusję. Wiele osób sceptycznie i dosadnie wyrażało się o robieniu z maseczki modowego gadżetu. Że niby po co, że niby nie przetrwa prania i prasowania (jak gdyby moda nie znała haftu richelieu), że niby są ważniejsze rzeczy na głowie.
Ja mam zupełnie inne odczucia – cieszy mnie to, że nawet w takiej sytuacji – światowej pandemii, która zachwiała całym światem – są osoby, które pragną piękna na co dzień. Chcą się otaczać ładnymi rzeczami, chcą mieć je blisko. A cóż może być teraz bliżej niż maseczka? Nosimy ją na twarzy, przysłania nasz uśmiech, zaciera mimikę. Dlatego ja też wybrałam nie jakąś tam, tylko najładniejszą, jaką mogłam sobie wyobrazić – ze szlachetnego lnu. Wiem, wiem – len słabo chroni, bo jest przewiewny, ale za to dzięki niemu mogę nadal oddychać pełną piersią. Skoro już muszę, to chcę musieć pięknie!
> Czytaj także: Haftowane sercem