Jeszcze nigdy nie dostałam piękniejszego prezentu urodzinowego. I jednocześnie trudniejszego, o ile prezent może być trudny. To właściwie nie prezent sprawił mi trudność, ale przyjęcie go i podzielenie się nim z Wami. Dostałam go od mojej przyjaciółki, nazwała go „gościnnym wpisem na blogu” i poprosiła, abym opublikowała go w dniu moich urodzin. Wcześniej spotkała się ukradkiem z moją mamą, której do tej pory nie znała. Poświęciła swój czas, a ma go mało, bardzo mało, aby dopytać ją o szczegóły z mojego dzieciństwa. Znając obie panie, wiem, jakim to było dla obu wyzwaniem.
Nie mogę jej odmówić z wielu powodów; jakże mogłabym nie przyjąć takiego prezentu. Z drugiej strony jej prośba i sam tekst wprawił mnie w ogromne zakłopotanie. I to właśnie to uczucie ostatecznie przeważyło szalę.

Tak! Podzielę się tym prezentem na blogu, bo uświadomiłam sobie, że nadal, choć mam wiele wiosen, czerwienię się, gdy słyszę o sobie coś dobrego. Wiję się, mityguję, staram się umniejszyć, zaprzeczyć…. zamiast powiedzieć:
„O matko! Dziękuję za tyle dobrych słów! Dziękuję, że wierzysz we mnie i że mnie wspierasz! Cieszę się, że mogę Cię czymś zainspirować i podzielić się z Tobą kawałkiem siebie.”
Większość z nas ma kłopot z przyjmowaniem komplementów, nie umiemy też dobrze o sobie mówić. Czy też tak macie? Pamiętam, jaką trudność sprawiło mi na jednym z warsztatów zadanie „Wymień 10 swoich zalet”.
Chyba najwyższy czas to zmienić i docenić to, co mamy w sobie dobrego. Ja spróbuję!
Dziękuję Ci Jo!

Wiele wiosen, wiele inspiracji
Gdy Małgosia powiedziała mi, że myśli o pisaniu bloga, wiedziałam, że to doskonały pomysł i że będę jej wierną czytelniczką. Lubię sposób, w jaki mnie inspiruje. Wiele od niej czerpię. Ona sama pewnie nie wie, jak często przelatują mi w głowie słowa i obrazy, które mi podsunęła. To są drobne sprawy, które składają się na coś ważnego. Myślę o tym chociażby…

… kiedy zapinam guziki
To było jakoś na początku naszej znajomości. Skończyłyśmy rozmowę i ona zaczęła szykować się do wyjścia. Włożyła płaszcz – minimalistyczny, piękny, prosty jak listek – a potem zaczęła zapinać guziki. Nie wiedziałam, że można zapinać guziki z UWAŻNOŚCIĄ. Dokładnie, precyzyjnym, eleganckim ruchem, bez pośpiechu. Patrzyłam na to zafascynowana. W czynności zapinania guzików, spontanicznie i bezpretensjonalnie, Małgosia ukazała mi kawałek swojej życiowej filozofii. Delektować się chwilą. Dbać o detal. Nie spieszyć się nie wiadomo dokąd i nie wiadomo po co. Zadbać o siebie, zanim wyjdzie się do świata, do ludzi.

… kiedy oglądam biżuterię
Lubi piękne rzeczy i nie ukrywa tego. Czemu to ukrywać? Piękno ciała i piękno duszy mogą przecież wiązać się ze sobą, wzajemnie się karmić.

Podziwia piękną biżuterię; zawsze namawiała mnie, żeby pooglądać, choćbyśmy nie miały kupować. A gdyby coś było wyjątkowo piękne, to może jednak kupimy? Na piękne rzeczy nie można żałować pieniędzy. Lepiej mieć coś wyjątkowego niż wtapiać się w tłum. Nie wyobrażam jej sobie w ubraniu z sieciówki, z bransoletką spod sztancy.
– Pierwszy raz była w Paryżu jeszcze w czasach stanu wojennego – powiedziała mi jej Mama. – Stała w galerii handlowej Bon Marche, zafascynowana urodą sprzedawanych tam rzeczy. Zwykłych przedmiotów, ale tak innych od tego, co dostępne było w Polsce. Stała tak, jedenastoletnia dziewczynka, i dotykała wszystkiego, co jej się podobało. Dotykała i dotykała. Trwało to tak długo, że sprzedawczyni zaczęła nas podejrzliwie obserwować i w końcu poszłyśmy.

… kiedy robię kanapki
– To była kanapka idealna i długo będę ją wspominać! – powiedziała mi kiedyś po drugim śniadaniu, które jej zrobiłam. – Chodzi o proporcje, ale także o to, że konsystencja i temperatura były doskonale dobrane.

Jeszcze mi się nie zdarzyło, by ktoś dostrzegł takie detale. Małgosia je dostrzega. To, że mozzarella i pomidory nie były zimne. Że rukoli było nie za dużo, a miękka w środku bagietka miała chrupką skórkę.
Delektuje się smakami. Opowiada o nich z zachwytem i przejęciem. O musie z mango albo ravioli z serkiem riccotta. Wypowiada słowa, jakby kosztowała dania.

… kiedy piję herbatę
Nigdy kawa, zawsze herbata. Obowiązkowo z kapką mleka. Gdy ktoś krzywi się i dziwi; „Pijesz bawarkę?”, Małgosia potrafi spojrzeniem wyrazić coś, czego jej zazdroszczę. To spojrzenie mówi: „To jest mój wybór, nikomu nie muszę się z tego tłumaczyć.  To nie jest bawarka, tylko herbata z kapką mleka. Wspaniała”.

– Ma silną osobowość – przyznaje jej Mama z przekonaniem. – Zawsze chciała być komandoską. A jednocześnie marzy o ogrodzie pełnym kwiatów.
Waleczna romantyczka. G.I. Jane z wrażliwością Amelii.

… kiedy mam czegoś mało
Jednym batonikiem może się najeść cała redakcja – tego też nauczyła mnie Małgosia. Tnie słodki prostokąt na cieniutkie plasterki i każe delektować się odrobiną. „Ot, tak, całego zjeść, to nie sztuka. Trzeba się dzielić. Jak w wielodzietnej rodzinie. U nas nikt nie zjada całego batonika na raz”.

Sztuka dzielenia i mnożenia. Pieniędzy nie jest dużo, ale z tego, co jest można uzbierać na podróże. Do Kazimierza. W Beskidy. Na Kretę. Do Barcelony. Do Rzymu.
– W Rzymie było nam najlepiej – mówi jej Mama. – Marynka, Małgosia i ja. Trzy pokolenia. Dobrze się ze sobą czujemy. Po prostu się lubimy. 
Rok temu dołączyło następne pokolenie, Pola, urodzona w dniu urodzin Prababci.
– Jaką Małgosia jest babcią? – pytam jej Mamę.
– Dopiero zaczyna nią być. Stawia pierwsze kroki.
– Jaką jest mamą?
– Myślę, że dobrą.
– A córką?
– Najlepszą na świecie.

… kiedy czegoś chcę, a boję się, że nie dam rady

Chciałam dowiedzieć się od Mamy Małgosi, skąd wzięła się w niej taka siła, taki upór. Pani Krystyna uważa, że to przez doświadczenia z dzieciństwa. Choroba, szpital, ciężka operacja, długie miesiące spędzone w gipsowym gorsecie. Świadomość tego, że zdrowie jest w jej rękach, że musi ćwiczyć, żeby normalnie funkcjonować.
Nawet gdy plan dnia ma wypełniony, zawsze w grafiku Małgosi jest czas na ćwiczenia. W pracy wielokroć szła na godzinę fitnessu, by wrócić do biurka i dalej redagować, sprawdzać, wysyłać numer do druku. Pociąga ją taniec, nordic walking, ostatnio joga. Imponuje mi to. Metalowy pręt, który nosi w kręgosłupie nie jest jej zmorą, ale sprzymierzeńcem. Nie jest problemem tylko wyzwaniem.

Znamy się długo i nie zawsze było miodowo. Ale im więcej mamy wiosen, tym bardziej doceniam jej szczerość, upór, siłę. Jeśli ją znacie, pewnie w komentarzach dodacie coś od siebie. Jeśli ją dopiero poznajecie, bądźcie pewni, że nie raz was zaskoczy, zainspiruje. Tak, czy inaczej, warto śledzić jej bloga i trzymać za nią kciuki.
Dziś Małgosi przybywa jeszcze jedna wiosna. Życzę jej, by była wyjątkowo dobra, piękna, uskrzydlająca, pełna chwil zachwytu i poczucia bezpieczeństwa.
W każdym dniu, Małgosiu, są chwile czystego piękna i radości. Ty umiesz je dostrzec i jak mało kto umiesz się nimi cieszyć. Niech do Ciebie mrugają, jak promienie słońca w kroplach rosy.
Z najlepszymi życzeniami,
Twoja
jo

ps. Jo to Joasia Szulc, dziennikarka i redaktorka, studentka psychologii, dzielna mama. Była redaktorka naczelna miesięcznika Dziecko, w którym przez wiele lat razem pracowałyśmy. Miesięcznik DZIECKO po ponad 20 latach wpierania młodych rodziców, przestał się ukazywać, ale nasza przyjaźń przetrwała.